kreatywność od kuchni

wycinki w termosie

Pierwsza rzecz po przebudzeniu i ostatnia rzecz przed zaśnięciem to zazwyczaj…?

Moszczenie się –tak samo przyjemne przed zaśnięciem, kiedy już nic nie trzeba i po przebudzeniu, kiedy jeszcze wszystko można. Po trzydziestce zaczęłam też sprawdzać pogodę.

Jaki jest tryb twojej pracy?

Trybu mojej pracy nie wiążę ani z rygorem ani z natchnieniem. Wycinam, kiedy mam na to ochotę, czas i przestrzeń w sobie. Zdarzają się tygodnie, w których jestem zaabsorbowana innymi sprawami – wtedy nie wycinam nic, trochę o wycinaniu zapominam, a później zachłannie nadrabiam.

Skąd wziął się pomysł na „wycinki w termosie” – zarówno na ideę, jak i oczywiście na nazwę?

Wycinki nie zrodziły się z pomysłu, na początku też nie wiązałam ich z żadną ideą, nie stał za nimi przemyślany koncept. Zaczęłam wycinać z dużej potrzeby wyrażenia się i trochę z nieśmiałości, by robić to własnymi słowami. Zeszyty, do których wklejałam pierwsze kolaże były oszczędnym w formie pamiętnikiem, próbą nietypowego opisu swoich odczuć i doświadczeń, zostawianiem nie do końca czytelnych śladów. Dopiero jak oswoiłam sobie tę formę zaczęłam się nią i z nią trochę bawić. Nazwy nie umiałam wymyślić sama i skorzystałam z frazy, którą wcześniej wycięłam i wkleiłam do jednego z zeszytów.

Czy jest to twoja praca czy wyłącznie hobby?

Wycinam dla przyjemności, chociaż coraz częściej zdarza się, że ta przyjemność staje się poniekąd pracą – kila razy w roku z koleżanką organizujemy w Kotlinie Kłodzkiej weekendy z jogą i wycinkami, prowadzę wycinkowe warsztaty na różnych festiwalach, zdarza się, że i dla firm. Tworzę kolaże na zamówienie, moje prace co tydzień publikowane są w internetowym wydaniu „Przekroju”.

Jest jakiś klucz, za pomocą którego tworzysz słowne kolaże?

Żadnego, chociaż staram się łączyć frazy z różnych kontekstów, lubię słowne mezalianse, wywrotowość. I lubię kiedy wycinki mnie samą zaskakują. Gdybym miała klucz pozbawiłabym się tego uczucia.

Masz swój ulubiony kolaż, który szczególnie zapadł Ci w pamięć?

Pamiętam w zasadzie wszystkie, ale kilka jest dla mnie szczególnych, bo stoi za nimi skojarzenie z osobistym doświadczeniem, momentem. Ważne dla mnie są te, od których wszystko się zaczęło i takie, w których przyznaję się do własnych słabości.

Czy słowa mają moc?

Potężną.

Jak wygląda kreatywność od kuchni, czyli w skrócie opowiedz nam o swoim procesie twórczym.

Nie jest zbyt widowiskowy – gdy czuję zew wyciągam kilka gazet ze stosów, które trzymam za łóżkiem, siadam na podłodze i wycinam. Z racji tego że nie stosuję się do bhp – nie mam godnego stołu do pracy – jestem w stanie wycinać maksymalnie przez dwie godziny. Regularnie cierpną mi nogi więc z wycinania płynnie przechodzę do improwizowanego stretchingu. Wycinam zawsze w ciszy, przeważnie rano i w piżamie. Buduję wokół siebie barykadę ze słów i potem łączę je w pary. Przypomina to trochę odwróconą grę ‘memory’ – to dla mnie najbardziej ekscytujący moment, kiedy okazuje się, że te pary się znajdują i ostatecznie całkiem nieźle współpracują ze sobą. Po wszystkim piję duszkiem zimną już herbatę, o której zapomniałam. Raz zrobiłam wyjątek od tej reguły – kiedy nocowałam poza domem a znajomi jeszcze spali samowolnie pocięłam ich gazetę i zrobiłam swoje. Wycinki przewiozłam w portfelu.

Co jest najtrudniejsze w twojej pracy?

Obawa, że wszystko już wycięłam, że więcej nie będę umiała. I te cierpnące nogi.

A co cenisz w niej najbardziej?

Wolność doboru.

Co ostatnio mocno zapadło ci w pamięć, stało się inspiracją lub impulsem do tworzenia?

Tygodnik „Gwiazdy” – zaskakująco łączy dość potoczny język i ezoterykę, bardzo mnie zauroczył i rozbawił bezkompromisowym przekazem. Weźmiemy go na warsztat na najbliższych warsztatach.

Co robisz gdy w głowie brak pomysłów?

Odpuszczam.

Masz jakieś swoje własne kreatywne praktyki, rytuały?

Kiedy wytnę coś, co trafia w jakiś mój czuły punkt i porusza wcześniej nieporuszone, muszę to wybiegać.