pogadajmy o...zazdrości w branży
Wszyscy czegoś zazdrościmy. Samochodu, domu, grzecznych dzieci, kształtnego nosa i …super pracy, talentu i poweru do działania. Zazdrość o czyjeś sukcesy w pracy twórczej może być motywującym czynnikiem, ale może też wciągać nas w otchłań, z której bardzo ciężko się wydostać.
W tym tygodniu Panna Lola wstawiła na swój Instagram post z napisem PRZERWA. W opisie posta Lola od bajkowych ilustracji napisała między innymi o tym, że musi zrobić sobie przerwę na porządki w firmie, że publikowanie treści na Instagramie ostatnio przestało sprawiać jej radość i — tutaj uwaga — że „jest przebodźcowana sukcesami innych, super celami oraz milionem projektów, które tworzą”. Post zebrał blisko tysiąc lajków, ale nie o same lajki tu chodzi, lecz raczej o liczbę osób, które rozumieją, a zapewne nawet utożsamiają się z tym, co napisała Panna Lola. Wszyscy przecież znamy to ukłucie zazdrości, kiedy komuś idzie lepiej. Nie ważne czy jest to konkurencja, której nie znamy osobiście, ale obserwujemy (anonimowo, a jakże), czy może są to nasi znajomi, którzy nagle wystrzelili jak petarda, a nam lont nadal nie chce odpalić. Potem katujemy się w sumieniu za te ukłucia zazdrości, bo przecież to nieładnie, mama mówiła, że zazdrość to złe uczucie i wszyscy powinniśmy przyklaskiwać innym, nawet jeśli na twarzy mamy przyklejony uśmiech przez łzy. Jak radzić sobie z tym, że konkurencja, kolega, czy koleżanka szaleje ze swoim rozwojem, a ty od kilku miesięcy jesteś w dziwnym zawieszeniu i brakuje sukcesów na koncie?
Przede wszystkim trzeba dać sobie przyzwolenie na zazdrość, ale też nauczyć się ją traktować jako motor do działania, a nie coś, co powinno ciągnąć cię w dół. Jak to zrobić? Zakodować w głowie, że zazdrość będzie się pojawiać, najczęściej zupełnie niespodziewanie. Na przykład, kiedy otworzymy Instagram, a tam pojawi się post o sukcesach innych osób. Jeśli nauczymy się żyć ze świadomością, że sukcesy innych są realną częścią branży, w której pracujemy i podejdziemy do tego racjonalnie, istnieje duża szansa, że po pewnym czasie przestaniemy tak mocno zwracać na nie uwagę. Co więcej, warto zakodować sobie również, że sukces innych jest dowodem na to, że się da. Jeśli ktoś z twojej branży nawiązał współpracę z rozpoznawalną instytucją to znaczy, że na rynku istnieje potencjał na to, co robisz. Jeśli sprzedaje swoje prace za miliony monet, oznacza to, że ty też możesz, bo jest na to popyt. Jeśli ma taki sam produkt jak ty i podbija nim Instagram, to znak, że twój produkt nie dotarł jeszcze do odpowiedniej grupy odbiorców. Nie znaczy to, że jest gorszy, ale może brakuje mu dobrej strategii, która jest kluczem do sukcesu.
Wiemy, że optymistyczne podejście do sukcesów innych ma swoje granice i może szybko skończyć się wraz z pierwszym dołem, który czai się za rogiem. Co wtedy? Przestać się katować i po prostu wyciszyć (jest taka opcja na Instagramie) daną markę lub osobę na jakiś czas. My też tak czasem robimy. Po co? Po to, aby zapomnieć o tym, co robią inni i skupić się na tym, co my mamy robić. Na działaniu, a nie na podglądaniu. Na budowaniu swojej społeczności, a nie na liczeniu ilu obserwujących mają inni. Liczby nie zawsze są wytrychem do sukcesu. Wytrychem jest konsekwentne działanie, autentyczność i działanie według własnego planu. Od czasu do czasu dobrze się zorientować w działaniach „konkurencji”, czy znajomych, ale nie można z tego uczynić codziennego rytuału. To ślepy zaułek, z którego bardzo trudno się wydostać. Podglądaj innych wtedy, kiedy czujesz, że masz na to moc i siłę. Kiedy jest tendencja wzrostu, a nie spadku. Wtedy jesteśmy odporni na zazdrość i potrafimy skupić się na dobrych wnioskach z działań innych osób w branży.
A kiedy wszystko zawodzi? Zrób to, co Panna Lola. Odetnij się całkowicie, zrób twardy reset, przewartościuj definicje słowa „sukces”, „konkurencja”, „rozwój”. Okaże się, że każdy z nas rozumie je inaczej i dla każdego oznaczają coś innego. Kiedy wszystko się sypie, mimo że inni biegną do przodu, zatrzymaj się i wrzuć na luz. To trudne, ale jak widać na przykładzie Loli możliwe. Warto też pamiętać, że za sukcesem na Instagramie bardzo często kryją się różne duchy i straszydła, których raczej nie pokazuje się na swoim feedzie. Nieprzespane noce, stres, zaniedbane relacje, mocne psychiczne zjazdy — ta branża potrafi mocno wyssać do szpiku kości, ale świadomość tego, że KAŻDY z nas czuje to samo (zazdrość, chwilowe wypalenie, brak motywacji), niech da nam przyzwolenie na to, aby czasem zrobić sobie krótką przerwę od bycia Brianem Tracy branży kreatywnej.